Raspazjan - Koty

Odkrywanie w naszej codzienności nowych kontekstów i tematów może być prawdziwą przyjemnością odnajdywania znaczenia w tym, co zdaje się bezwartościowe. W przestrzeni Chorzowa Batorego są od zawsze. Wałęsają się między halami dawnej Huty „Batory”, wygrzewają na rozgrzanych słońcem blachach, wyczekują na życzliwie dokarmiające ich dłonie. Od ponad roku znam takich dwóch, którzy regularnie zjawiają się pod moim oknem na posiłki - zadzierają ku górze uszy i ogonki i wpatrują się wyczekująco. Te drugie też są z nami od zawsze. Pomimo starań nie udało się ich rozebrać na złom. Szybciej (i z dzisiejszej perspektywy nieco zbyt pochopnie) poszło z „harfą” czterech kominków przy dawnej Hucie „Kościuszko”. Jednak hajducki znak odchodzącej przeszłości i świetności miasta wciąż zaplata się nad naszymi głowami. Dla jednych odrapana i zardzewiała zmora sypiąca się na głowę, dla drugich zadymione wspomnienie dzieciństwa, dla jeszcze innych symboliczne przęsła spajające tunel hutniczych budynków. Układ krwionośny Hajduk. Koty i rury.

Od paru tygodni te pierwsze dosłownie, a jednak symbolicznie, rozsiadły się na rurach biegnących nad ulicą Stefana Batorego, tuż przy rondzie Gerarda Cieślika, w formie instalacji zaprojektowanej przez śląskiego twórcę streetartowego - Raspazjana. Wielu przyznaje, że przez pierwsze dni nie dostrzegło nowych lokatorów rur. W tak naturalny sposób stali się ich elementem, zasiedlili je. Czarne koty z krainy wyobraźni Raspazjana. Do tej pory jego fantazyjne realizacje widywałem głównie na ulicach Katowic. Realizacje zadające pytania o naszą przestrzeń i nasze w niej uwikłanie, zaplątanie. Podobne pytania zadają przyglądające się nam z rur jego koty-niekoty: koty-ludzie. Z pozoru dla niektórych demoniczne. Widać taki już los kotów, że od średniowiecza przypisywano im konszachty ze złymi mocami. Zrehabilitowały się podczas epidemii dżumy w Europie, przynosząc ratunek kontynentowi i kres chorobie roznoszonej przez szczury. Zwierzęta tajemnicze, nieraz wpatrujące się w nas z troską, mądrością i dostrzegające w człowieku więcej, niż by chciał. Może dlatego tak się ich lękamy. A jednak nas ocalają - nieraz od największej samotności. Może podobnie powinny nas ocalać te przycupnięte na hajduckich rurach. Koty-pierroty, niczym z Alicji w krainie czarów - z tej drugie strony lustra, za wenecką maską i z musicalu Cats, ale też niepokojące niczym kot z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa. Jak wiele znaczeń zyskuje nasza przestrzeń za sprawą tak prostych, a zarazem mądrych i artystycznie dobrych realizacji… Jak wiele potencjału kryje się w miejscach nam najbliższych i niepozornych... Możemy odczytać je na nowo i ponownie nadać im znaczenia.

Sztuka nie musi się nam podobać, by mogła istnieć w przestrzeni publicznej. Sztuka powinna budzić nas z obojętności, budzić w nas pytania o nas samych. I co równie ważne dla naszej przestrzeni - powinna nawiązywać z nią dialog. Być może wielu z nas nie jest jeszcze przygotowanych na takie realizacje jak Raspazjana. Musimy nauczyć się rozumieć tego typu projekty, czemu sprzyja rozmawianie o nich. Być może wielu chciałoby, by hajduckie rury przestały istnieć albo zostały pomalowane w kwiatki, paski i radosne motylki. I pewnie takich kolorowych przestrzeni również potrzebujemy, co jednak nie znaczy, że nie mogą one istnieć obok siebie nie zaprzeczając sobie. Czy fabryczne rury, będące świadectwem pięknej (choć trudnej) przeszłości miejsca i jego symbolem, pomalowane w kolorowe kwiatki, byłyby nadal wiarygodne? Czyż nie na nich rdza jest najbardziej na miejscu? Wiele poprzemysłowych miast właśnie z takich konstrukcji czyni swój atut, a nie pozbywa się ich jako nieatrakcyjnych.

Podczas jednego ze spotkań dotyczących instalacji Raspazjana w MDK „Batory” mówiono sporo o ulotności sztuki streetartowej i swobodzie artysty w kreowaniu przestrzeni. Coraz częściej problemem naszych miast i powstających w nich realizacji artystycznych jest rezygnacja z jakości sztuki na rzecz jej banalizacji, komercjalizacji, umasowienia i schlebienia gustom „wszystkich”. Wolimy realizacje proste, które nie zadają pytań i które nie budzą w nas poczucia niezrozumienia. W ten sposób okrutnie pozbawiamy się w odbiorze sztuki tego, co najbardziej wartościowe, co nieraz niewidoczne dla oczu, a w przestrzeni publicznej - punktów artystycznie ważnych, w których świadectwem swoich czasów byłyby dobrej jakości dzieła, stojące w przynależnych im miejscach, a nie jedynie w centrach miast. Przed nami dyskusje o kolejnych świetnych instalacjach, pomnikach i rzeźbach, które nie trafiają w gusta wszystkich, i o tych, które nie mając artystycznej wartości zapełniają przestrzeń publiczną. Gdy tych rozmów zabraknie, staniemy się artystycznymi analfabetami, a sztuka - kolejnym towarem do „kupienia”. A przecież nie o to chodzi… Tymczasem, zimą na ciepłych rurach będą grzać się koty, nieraz niewidoczne dla naszych oczu. Pozwólmy tym czterem, przycupniętym na rurach nad naszymi głowami, w miejscu, w którym tyle lat biło hutnicze serce Hajduk, pozostać tu nieco dłużej.

JACEK KUREK

Jacek Kurek - Koty

zobacz ulubione
do góry